Referat na konferencję w dniu 17.04.2013 r. w Akademii Finansów – Vistuli

Czy kryzys gospodarki światowej, zwany kryzysem finansowym, zbliża się ku końcowi, czy też ulega pogłębieniu?

Na pytanie to udzielane są krańcowo różne odpowiedzi. Sektor finansowy, który odbudował się po „bessie” roku 2008, uważa, że kryzys przeszedł już do historii. Odwrotne odczucia prezentuje sektor realny, notujący wciąż spadki produkcji bądź bardzo niskie tempo jej wzrostu. Wysokie i rosnące jest za to bezrobocie.

 

1.    1. Specyfika współczesnego kryzysu

Kryzys, z którym mamy od kilku lat do czynienia jest nie tylko kryzysem nadprodukcji i wysokiego bezrobocia, jednocześnie jest to kryzys systemu, który reguluje funkcjonowanie gospodarki i życia społecznego. Kryzysy takie zdarzają się rzadko, ostatni szczególnie głęboki miał miejsce w latach 1929-1933. Wymagają one nie tylko naprawy sfery produkcji lecz także głębokich reform systemowych.

Kryzysy nadprodukcji, które występowały w pojedynczych krajach, a niekiedy także w ich grupach, dotyczyły prawie zawsze sfery materialnej, można było je usunąć korygując strategię rozwoju bądź niektóre jej elementy. Po raz pierwszy zmiany systemowe były niezbędne dla przeciwdziałania kryzysowi 1929-1933, bez nich byłby on jeszcze dotkliwszy i zapewne nie można byłoby się z nim uporać przez długie lata. Zmiany te były jednak o wiele łatwiejsze do przeprowadzenia, niż te, które niezbędne są współcześnie.

Kryzys 1929-1933 był kryzysem nadprodukcji w warunkach liberalizmu w postaci klasycznej teorii ekonomicznej. Adam Smith i David Ricardo, twórcy ekonomii klasycznej, wypowiadali się wprawdzie za tzw. swobodą naturalną w gospodarce ale jednocześnie ostrzegali przed możliwością naruszania tej swobody przez najsilniejsze przedsiębiorstwa i inne podmioty rynkowe; wtedy ekonomiści ci dopuszczali interwencjonizm państwa w obronie interesów społeczeństwa, zwłaszcza jednostek słabszych. Uczynił to John M. Keynes reformując system liberalny pod tym kątem.

Kryzys 2007-2013, zwany kryzysem finansowym, daleko wykracza poza sferę materialną. Jego zasady sformułowali Friedrich Hayek i Milton Friedman. Zgodnie z nimi nie istnieje uzasadnienie dla jakiejkolwiek interwencji państwa, także we wskazanym przez A. Smitha i D. Ricardo przypadku. Zdaniem Hayeka i Friedmana neoliberalizm ma szanse na długowieczność, posiada on bowiem zdolność samonaprawy. Co więcej, samonaprawa ta dotyczy nie tylko skali mikro- lecz także makroekonomicznej. W jej ramach neoliberalizm zapobiega powstawaniu kryzysów i patologii z nim związanych. Wystrzegać się więc należy jakiegokolwiek naruszania mechanizmów samoregulujących. Jeżeli nawet w praktyce występują od czasu do czasu drobne zakłócenia równowagi i pewne objawy kryzysowe to świadczy to raczej o tym, że państwo niepostrzeżenie interweniowało w jakiejś formie i „zepsuło” gospodarkę. Naprawa powinna się więc sprowadzać do eliminacji interwencjonizmu w każdej postaci.

Co trzeba robić, gdy zawiodą mechanizmy samoregulujące i mimo wszystko pojawi się kryzys, choć nie powinien się pojawić? Tak jest przecież obecnie. Wbrew zapewnieniom kapłanów neoliberalizmu kryzys stał się faktem. Leszek Balcerowicz odpowiada na to konsekwentnie, bez wahania: to nie wina neoliberalizmu, to wina wtrącania się państw do gospodarki. Gdyby państwo było neutralne systemowo, nie byłoby kryzysu, ale państwo nie chce być neutralne, jednym sprzyja, innych dyskryminuje. Recepta jest więc prosta – całkowita eliminacja państwa z gospodarki. Balcerowiczowi wciąż nie brakuje zwolenników, choć dla profesjonalnych ekonomistów jego poglądy są egzotyczne.

Kpi z nich noblista Paul Krugman, mający zgoła inne spojrzenie na drogę wyjścia z obecnego kryzysu. Krugmanowi bliższe są poglądy postkeynesowskie szukające rozwiązania w rozmontowaniu kanonów neoliberalizmu. Polityka monetarna państwa powinna być łagodniejsza, a wydatki rządowe większe. Nie boi się on inflacji lecz recesji. Zaleca zwiększanie deficytów budżetowych i zadłużenia. Polityka trudnego pieniądza doprowadziła do jego braków w produkcji i handlu, co zakrawa na żarty w sytuacji gdy kapitał spekulacyjny zwiększa się w postępie geometrycznym. Pieniądz rodzi pieniądz, ale nie generuje rozwoju gospodarczego.

 

2. Patologie gospodarki neoliberalnej

U źródeł obecnego kryzysu gospodarczego znalazła się hipoteza ekonomii klasycznej o niezależności sfery pieniężnej i realnej. Uzasadniła ona oddzielenie się obrotu finansowego od produkcji, inwestycji, konsumpcji i handlu.[1] Obrót ten uznany został przy tym za ważny czynnik pomnażania dochodu narodowego.

W efekcie rozpoczęty został proces szybkiej rozbudowy sektora bankowego, a spod kontroli państwa wyjęte zostały nie tylko banki centralne lecz także banki komercyjne. Uznano je za podmioty gospodarcze doskonale znające reguły rynku, zdolne do podejmowania decyzji optymalnych nie tylko z punktu widzenia interesów bankowych lecz także przy wzięciu pod uwagę potrzeb gospodarki jako całości. Twierdzenie to stało się paradygmatem ekonomii neoliberalnej zwanej „nową ekonomią”.

Według tego paradygmatu ustalanie przez państwo zasad funkcjonowania banków jest niezgodne z optymalnością decyzji bankowych, a tym samym szkodzi rozwojowi gospodarczemu. Nie zakwestionowano jedynie odpowiedzialności państwa za emisję pieniądza, choć ortodoksyjni neoliberałowie proponowali pozbawić państwo i tej formy oddziaływania na obrót finansowy. W efekcie tych zmian obrót finansowy zarówno w skali poszczególnych krajów jak też w skali globalnej wymknął się spod wszelkiej kontroli. Banki przystąpiły do maksymalizacji swoich korzyści finansowych nie bacząc na sytuację innych podmiotów gospodarczych.

Wkrótce pojawiły się na rynku nowe instytucje finansowe, głównie o charakterze spekulacyjnym, udzielające kredytów hipotecznych bądź emitujące różnego typu obligacje. Obok nich powstały też towarzystwa ubezpieczeniowe, instytucje pośrednictwa inwestycyjnego, fundusze emerytalne itp. Nabrały one szybko charakteru globalnego, tworząc grupy kapitałowe, zrzeszające banki, fundusze i towarzystwa narodowe. To one zintensyfikowały przepływ kapitału portfelowego (głównie o charakterze spekulacyjnym) w skali międzynarodowej. Co więcej, z biegiem lat coraz większa była wymiana funduszy finansowych między różnymi bankami i grupami kapitałowymi. Jedne udzielały pożyczek drugim w skali niespotykanej nigdy wcześniej, a wszystko po to, by czerpać z tego tytułu coraz większe zyski spekulacyjne. Te wzajemne powiązania finansowe tłumaczą globalny charakter kryzysu finansowego.

Czy istnieje szansa, by pieniądz powrócił do swej pierwotnej roli podporządkowanej sferze materialnej, zwłaszcza produkcji i konsumpcji? Na to pytanie odpowiedzieć należy negatywnie. Sfera finansowa odgrywa dziś o wiele ważniejszą rolę niż sfera materialna. Jednodniowe przepływy kapitału finansowego w skali świata są równe rocznej wartości handlu światowego. To w sferze finansowej powstają największe fortuny kapitałowe, tu są największe zarobki przyciągające najwybitniejsze umysły ekonomiczne. Sfera materialna jest tylko dodatkiem do sfery finansowej, bez kapitału finansowego produkcja niewiele dziś znaczy. Oczekiwanie, że kapitał finansowy zrezygnuje ze swej uprzywilejowanej pozycji na rzecz „pro publico bono” wydaje się więc całkowicie nierealne, zwłaszcza, że daleko wykroczył on poza granice narodowe.

 

3. Kryzys ekonomiczny w warunkach globalizacji

Dopóki doktryna neoliberalizmu decydowała o polityce gospodarczej w Wielkiej Brytanii (thatcheryzm), a następnie w Stanach Zjednoczonych (reagonomika), co miało miejsce w ostatnim dwudziestoleciu poprzedniego wieku, kryzys w gospodarce światowej nie był tak dotkliwy jak współcześnie gdy doktrynie tej podporządkowana jest polityka gospodarcza bez mała całego świata (może poza Chinami i kilkoma innymi państwami). Efektem tego podporządkowania jest – z jednej strony znaczne zmniejszenie bądź w ogóle likwidacja regulacyjnych funkcji państwa, z drugiej zaś – brak takich funkcji pełnionych przez instytucje międzynarodowe bądź ponadnarodowe.[2]

Zwolennicy neoliberalizmu uważają, że likwidacja regulacyjnych funkcji państwa służy w warunkach globalizacji poprawie efektywności gospodarczej. Zwiększa się przede wszystkim skala rynku; rynki narodowe stają się bowiem cząstką rynku globalnego; przy tym zarabiają na tym wszyscy; kraje duże i małe, przedsiębiorstwa wielkie i drobne, bogaci i biedni. Zwiększa się skala działalności gospodarczej, maleją jednostkowe koszty produkcji, marketingu, reklamy. Globalizacja w takim ujęciu, oznacza – ich zdaniem – niczym nieograniczony dostęp do rynków narodowych dla wszystkich zainteresowanych podmiotów gospodarczych, bez względu na kraj i region gospodarczy z którego pochodzą. Jest ona więc niczym innym, jak procesem tworzenia zliberalizowanego rynku towarów, usług i czynników produkcji w skali świata jako całości.

Jeżeli tak jest, to dlaczego mechanizm neoliberalnej gospodarki, także w skali globalnej, funkcjonuje patologicznie; dlaczego jedne przedsiębiorstwa bankrutują, a drugie są coraz silniejsze ekonomicznie; czy tylko dlatego, że różna jest efektywność kapitału i produktywność pracy? Co gorsze, bankrutują na ogół przedsiębiorstwa w krajach słabiej rozwiniętych, a wzmacniają się – w krajach silnych ekonomicznie.

A miało być przecież odwrotnie. Wprowadzeniu neoliberalizmu towarzyszyło twierdzenie, że umożliwi on krajom słabiej rozwiniętym przyspieszenie dynamiki rozwoju, a w konsekwencji stopniowe wyrównanie poziomów gospodarczych.

Jednocześnie zwolennicy neoliberalizmu podkreślali, że wszystkie przedsiębiorstwa będą mieć jednakowe szanse i możliwości, bo polityka neoliberalna nie dyskryminuje małych i średnich przedsiębiorstw, nie preferując jednocześnie przedsiębiorstw wielkich, zwłaszcza korporacji transnarodowych.

Niestety, o jednakowej „sile przebicia” przedsiębiorstw można było mówić 200 lat temu, za czasów doktryny liberalnej, gdy wszystkie przedsiębiorstwa były małe, a przemysł rozwijał się wyłącznie w kilku krajach najbardziej zaawansowanych ekonomicznie. We współczesnej gospodarce światowej założenie o równych szansach przedsiębiorstw, bez względu na ich rozmiary i kraj pochodzenia, mija się z rzeczywistością.

Twórcy liberalizmu dopuszczali też pełnienie przez państwo funkcji korygujących patologie rynku, zwolennicy neoprotekcjonizmu nie przyjmują zaś tego do wiadomości.

W efekcie, globalizacja postępuje w warunkach rosnącej zależności ekonomicznej między państwami i regionami. Jednocześnie ma miejsce zależność gospodarki globalnej od zmian zachodzących w poszczególnych regionach geograficznych, grupach krajów, a nawet w pojedynczych krajach. Tym samym globalizacja wywiera zróżnicowany wpływ na uczestników procesu, preferując najskuteczniejszych ekonomicznie i eliminując najsłabszych.[3] Gdyby obie te grupy podmiotów zlokalizowane były zarówno w krajach rozwiniętych gospodarczo, jak też w słabo rozwiniętych, globalizacja nie budziłaby takich kontrowersji, jakie budzi ona obecnie ze względu na koncentrację podmiotów najsilniejszych w krajach rozwiniętych, zaś najsłabszych – w krajach słabo rozwiniętych.

Najsilniejsze są korporacje transnarodowe kontrolujące trzy czwarte światowego rynku towarowego. W handlu światowym aż 40% przypada na powiązania wewnątrz 500 największych korporacji. Zasady kształtujące te powiązania daleko przy tym odbiegają od praw wolnego rynku i wolnego handlu.

 


[1] Jerzy Żyżynski, Strukturalne przyczyny kryzysu finansowego, w: Światowy kryzys finansowy. Przyczyny i skutki, WSEI, Warszawa 2009, s. 60.

[2] W. Szymański, Niepewność i niestabilność gospodarcza. Gwałtowny wzrost i co dalej?, wyd. Difin, Warszawa 2011, s. 73.

[3] J.E. Stiglitz, Globalizacja, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2004, s. 22.